Będzie to opowieść o mnie i o skrzynce widocznej na zdjęciu. I o tym, czego się przy okazji nauczyłam. A było to tak...
Nie miałam złego dnia. Nie miałam kiepskiego tygodnia. W promocji od losu trafił mi się cały długi fatalny miesiąc...
W październiku pracowałam całymi dniami, ale nie udało mi się zrobić wszystkiego i czeka mnie kilka kolejnych super pracowitych tygodni. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie moje liczne hobby, które czekają na swoją kolej i się niecierpliwią... Na blogowanie nie mam czasu, a przecież obiecałam sobie, że będę ćwiczyć pisanie, więc jestem tym bardziej zawiedziona. Dodatkowo czuję się tak zmęczona, że nie mam energii na wykonanie żadnej pracy. Nawet rzeczy, które do tej pory sprawiały mi przyjemność okazały się zbyt trudne do zrobienia w tym stanie. Ozdobiłam kilka pudełek metodą decoupage, no i nie podobają mi się. Pora więc wziąć w ręce papier ścierny i zacząć pracę od nowa...
W miniony weekend jednak przekonałam się, że nie ma tego złego,co by na dobre nie wyszło. Próbując się zebrać z powrotem do pisania i kreatywnego działania dostałam w zamian ważną lekcję. A było to tak...
Od dawna nie pokazywałam na blogu żadnej z moich prac. Postanowiłam więc napisać posta o technice suchego pędzla. Jest to jedna z moich ulubionych technik, bo daje naprawdę ciekawe efekty. Tak więc kupiłam skrzynkę w Empiku i zabrałam się za jej zamalowanie.
Ciągle jednak coś mi się nie udawało. Przecierki wychodziły mi albo za słabo i były niewidoczne, albo za mocno i wtedy skrzynka nie wyglądała jakby była powielona a raczej na pomazaną farbkami przez dziecko. Uffff... Poprawiałam i denerwowałam się na samą siebie. Jednak jakikichkolwiek zmian bym nie wprowadziła, to i tak mi się nie podobało. Koniec. Kropka.
Po zrobieniu przetarć przyszła pora na przyklejenie papieru ryżowego. Też mi się nie udało. A ozdoby naklejone techniką serwetkową, to już w ogóle totalna porażka. Hmmm... Nawet zdjęcia mi nie wychodziły. Tło zlewało się kolorystycznie ze skrzynką, nie mogłam sobie dać rady softboxem i niezależnie jak go ustawiłam, światło psuło zdjęcie. Wrrrrrrr....
Mimo wszystkich niedociągnięć skończyłam tą skrzynkę. Nawet ją polakierowałam kilka razy, licząc na to, że może dzięki Vidaronowi te nieudane przecierki będą wyglądać lepiej. Niestety, żaden z moich zabiegów nie przyniósł oczekiwanej poprawy. Skrzynka była brzydka i taka została. Udałam się więc z tym nieszczęsnym dziełem w kierunku kosza na śmieci, żegnając przy okazji moją karierę dekupażystki i utwierdzając się w przekonaniu, że do niczego się nie nadaję i nic mi się już nigdy w życiu nie uda. Po drodze trafiłam na mamę, która właśnie wróciła z Biedronki z dwoma torbami zakupów i mierzyła kupioną tam sukienkę. "O jakie piękne pudełko zrobiłaś!" - usłyszałam, nie mogąc uwierzyć, że to mowa o tej szkaradzie, dowodzie mojej beznadziejności, który trzymam w rękach. - "Zaraz je sobie wezmę! No, przepięknie ci wyszło!"
...
...
...
...
...
Okej. Czy to ta sama mama, która mi ciągle marudzi, że moje rzeczy do dekupażu walają się wszędzie i żebym wreszcie wzięła się za jakieś ciekawsze zajęcie???!!!
...
...
...
Tak. To ta sama mama.
...
...
...
...
...
...
Tak. To ta sama mama.
...
...
...
Tak mnie zatkało, że wróciłam do mojego pokoju z tym nieodgadnionym przedmiotem w rękach. Polakierowałam pracę po raz ostatni i podarowałam mamie.
Kilka godzin później naszła mnie myśl, że chyba nie jest ze mną tak źle jak mi się wydaje. Przywiązuję zbyt wielką wagę do szczegółu, chcę, żeby wszystko było perfekcyjne, a często tak po prostu się nie da. Kiedy jestem zmęczona reaguję wyjątkowo emocjonalnie, zamiast po prostu usiąść i spokojnie się zastanowić. Po każdym niekorzystnym okresie w życiu, z pewnością przyjdzie lepszy. I nie warto sięirytować i denerwować z powodu kilku niepowodzeń. Sama przecież często powtarzam, że nie ma czegoś takiego jak porażka, tylko doświadczenie. I często jestem wsparciem dla innych, powtarzając do znudzenia to zdanie: Nigdy się nie poddawaj! Muszę sobie wypisać kilka moich porad na kartce i wywiesić gdzieś w zasięgu wzroku, bo coraz częściej o nich zapominam. I co prawda pudełko mi się w dalszym ciągu nie podoba i już się nie spodoba, ale nie w tym rzecz. Nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaje. Dlatego wzięłam się za poprawianie innych skrzynek z postanowieniem, że nigdy, ale to przenigdy się nie poddam i nie wyrzucę żadnej z moich prac. Najwyżej będę je zmieniać tak długo, aż mi w końcu przypadną do gustu. Podobnie z innymi dziedzinami życia. Postanowiłam sobie ograniczyć marudzenie i cierpliwie czekać na efekty. Prędzej czy później rezultaty przyjdą. Muszą przyjść. Choćby nie wiem co!!!
Kilka godzin później naszła mnie myśl, że chyba nie jest ze mną tak źle jak mi się wydaje. Przywiązuję zbyt wielką wagę do szczegółu, chcę, żeby wszystko było perfekcyjne, a często tak po prostu się nie da. Kiedy jestem zmęczona reaguję wyjątkowo emocjonalnie, zamiast po prostu usiąść i spokojnie się zastanowić. Po każdym niekorzystnym okresie w życiu, z pewnością przyjdzie lepszy. I nie warto sięirytować i denerwować z powodu kilku niepowodzeń. Sama przecież często powtarzam, że nie ma czegoś takiego jak porażka, tylko doświadczenie. I często jestem wsparciem dla innych, powtarzając do znudzenia to zdanie: Nigdy się nie poddawaj! Muszę sobie wypisać kilka moich porad na kartce i wywiesić gdzieś w zasięgu wzroku, bo coraz częściej o nich zapominam. I co prawda pudełko mi się w dalszym ciągu nie podoba i już się nie spodoba, ale nie w tym rzecz. Nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaje. Dlatego wzięłam się za poprawianie innych skrzynek z postanowieniem, że nigdy, ale to przenigdy się nie poddam i nie wyrzucę żadnej z moich prac. Najwyżej będę je zmieniać tak długo, aż mi w końcu przypadną do gustu. Podobnie z innymi dziedzinami życia. Postanowiłam sobie ograniczyć marudzenie i cierpliwie czekać na efekty. Prędzej czy później rezultaty przyjdą. Muszą przyjść. Choćby nie wiem co!!!
Blogger Comment
Facebook Comment