Dzika droga - nuda ciągnąca się prawie dwie godziny


Nie mogłam się doczekać obejrzenia tego filmu. Zwiastuny były zachęcające, Reese Whiterspoon dostała nominację do Oskara w kategorii najlepsza aktorka, a reżyserem obrazu jest twórca jednego z moich ulubionych filmów ostatnich lat czyli "Dallas Buyers Club". Wybrałam się więc na pokaz przedpremierowy i... niestety spotkał mnie ogromny zawód. Tak jak wcześniej nie mogłam się doczekać możliwości obejrzenia "Dzikiej drogi", tak podczas seansu ze zniecierpliwieniem czekałam na koniec tego filmu. Nie zobaczyłam niczego, w co mogłabym uwierzyć i co mogłoby mnie poruszyć. A przecież historia zapowiadała się tak obiecująco... 





"Dzika droga" to ekranizacja książki Cheryl Strayed. Nie czytałam jej wspomnień, licząc, że filmowa adaptacja mnie do nich zachęci. Nie sądzę więc, bym w przyszłości sięgnęła po tą książkę. Żaden z bohaterów filmu nie przypadł mi do gustu. Główna bohaterka grana przez Reese na swój własny sposób przeżywa chorobę matki i przejawia silne skłonności autodestrukcyjne, ale w moim odczuciu jest po prostu głupia i w wieku dwudziestu paru lat zachowuje się jak zbuntowana nastolatka z patologicznej rodziny. Ma sympatycznego męża, którego zdradza z przypadkowo poznanymi facetami, bierze narkotyki a potem rozpacza po rozwodzie. Jakby tego było mało, zachodzi w ciążę, ale nie wie kto jest ojcem dziecka i postanawia dokonać aborcji, żeby nie niszczyć sobie życia... Te absurdalne i niedojrzałe zachowania są w filmie wytłumaczone w prosty sposób - jedyną prawdziwą miłością jej życia była matka, z której śmiercią Cheryl długo nie potrafiła się pogodzić... I tutaj znowu pojawia się problem, bowiem owa matka w interpretacji Laury Dern jest mdląco słodka i sztuczna i pomimo swojego wieku przypomina nieporadną dziewczynkę. Widocznie, niedojrzałość to u nich cecha rodzinna... 



Jednakże film opowiada o przemianie, więc trzeba się męczyć prawie dwie godziny... Skoro Cheryl upadła na samo dno, to logicznym faktem jest, że jako kobieta silna i nietuzinkowa musi zacząć wszystko od nowa. Postanawia więc przejść szlak PCT (Pacyfic Crest Trial) i odnaleźć na nowo tą osobę, którą wychowała jej matka. Widz nie może jednak skupić się na trudach tego wyzwania, bo ciągle dostaje wyrywki z przebogatej przeszłości bohaterki, w efekcie powstaje irytujący chaos. Kilka kroków na szlaku i powrót do rodzinnej rozmowy, kolejnych kilka kroków i migawki z nieudanego małżeństwa, i tak w kółko. Na dodatek mamy jeszcze bandę dziwnych kolesi poznanych po drodze... 




Tak jak nie rozumiałam motywów autodestrukcyjnego zachowania Cheryl, tak nie potrafiłam pojąć gdzie i kiedy zrozumiała, kim jest i czego chce. Reese cały czas idzie, zalicza też kolejnych facetów, aż tu nagle finał, jakieś "głębokie" refleksje i przemiana. Voila! To jak podano tą przemianę również zasługuje na wzmiankę - Reese bełkocze coś pod nosem o swojej przyszłości i z tego, co udało mi się wysłyszeć, wszystko będzie oki ;) Very good, dla mnie też nastał lepszy czas, bo seans się skończył i można iść do domu. Ufff, jak bardzo potrzebna mi była ta odmiana, tego nikt nie jest w stanie pojąć. Może kiedyś podzielę się tym z innymi i napiszę o tym książkę ;)  


Ogólna ocena: 2/5 


Źródła zdjęć: 

1. www.filmweb.pl
2. kinoactive.pl
3. www.filmweb.pl
4. film.interia.pl
Share on Google Plus

About Unknown

Cześć:) To ja, autorka bloga. Blogowanie to moje hobby, ale zajmuję się tym od niedawna, dlatego mam prośbę :) Jeżeli przeczytałaś/łeś post, to proszę zostaw komentarz. Wszystkie wskazówki i porady są dla mnie bardzo cenne :) Z góry dziekuję :)
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze :

Prześlij komentarz