3 rzeczy, których nauczyłam się dzięki decoupage


Kiedy rozpoczynałam moją przygodę z decoupage nie miałam pojęcia jak wiele zmieni ona w moim życiu. Spodziewałam się, że co najwyżej nauczę się co nieco pomalować, porządnie wycinać i przyklejać. Moje pierwsze prace zasługują, by określić je tylko jednym przymiotnikiem: okropne. Na dużych podkładkach pod talerz malowałam sobie, co mi na myśl przyszło i przyklejałam serwetki. Kompozycja była żadna, kolory źle dobrane, a całość okropna. Nieudane próby wcale mnie nie zrażały, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to co robię jest bardzo brzydkie. O tym jak mocno wciągnęło mnie ozdabianie przedmiotów pisałam w innym poście. Teraz chciałabym podzielić się moimi przemyśleniami odnośnie tej sztuki. Dzięki decoupage nie tylko nauczyłam się dekorować przedmioty, ale przede wszystkim zupełnie inaczej radzę sobie teraz z problemami i ograniczeniami mojej natury. Te zmiany pewnie by nie nastąpiły, gdybym nie zajęła się tą techniką. Oczywiście każde wyzwanie, którego się podejmiemy niesie ze sobą wiele pozytywnych zmian i nie sposób opisać wszystkich. Dlatego w tym poście skupię się na 3 podstawowych korzyściach wynikających z zajmowania się decoupage.

1. Wytrwałość
Z reguły do wszystkiego podchodzę na luzie, ale kiedy pokazałam znajomym i rodzince moje pierwsze prace to nikt nie wykazał specjalnego entuzjazmu. Łagodnie mówiąc... Ich miny od razu pokazywały, że z wielką artystką to oni do czynienia nie mają, z bardzo dobrą też nie, ani nie z przeciętną nawet... W tym momencie miałam ochotę zrezygnować, ale przeważyły względy praktyczne. Kupiłam sporo materiałów, zarówno farb jak i pudełek, więc mimo wszystko warto byłoby je wykorzystać. Nie znałam nikogo, kto zajmowałby się decoupage, wiec podarowanie komuś prezentu nie wchodziło w grę, a sprzedawać swoich rzeczy nie lubię. Tak więc chcąc nie chcąc brnęłam dalej. Kiedy już ozdobiłam ostatnie kupione pudełko, okazało się, że warto jest być wytrwałym, bo moje prace zaczęły się podobać. Dzisiaj jestem jedyną osobą, która krytykuje moje małe dziełka. Znajomi i rodzinka chwalą je i chętnie przyjmują prezenty. Skoro udało mi się z decoupage, to dlaczego nie miałoby się udać z czymś innym? Dzięki decu do każdego innego wyzwania podchodzę z nastawieniem, że muszę być wytrwała. Rezultaty często nie przychodzą tak szybko jak bym sobie tego życzyła. Najważniejsze jest jednak mieć świadomość, że dzięki systematycznej pracy, w końcu osiągnę to, co postanowiłam na początku. Dlatego też nie zrażam się początkowymi niepowodzeniami i jak sobie coś postanowię, to zawsze doprowadzę do końca.

2. Cierpliwość
W decu nie ma dróg na skróty. Trzeba odsiedzieć swoje, czekać aż wyschną kolejne warstwy farby, kleje i lakier na zakończenie. Dlatego też zrobienie nawet małego serca nie jest szybsze niż wykończenie pudełka na herbatę. Nie da się pominąć żadnego etapu pracy. Początkowo moim największym problemem była chęć ozdobienia przedmiotu w ciągu jednego dnia. Chciałam mieć wieczorem konkretny efekt i odłożyć daną rzecz, by zająć się czymś nowym. Niestety najczęściej kończyło się to fatalnie. Kiedy pokryłam pudełko lakierem wykończeniowym, rozmazałam akryl w widocznym miejscu, bo farba jeszcze nie wyschła. Kiedy nałożyłam inny lakier, bo akurat skończył mi się ten, którym wykańczałam, nagle powstały spękania, których nie chciałam. Próbowałam zaoszczędzić sporo godzin, a w efekcie psułam efekt końcowy i musiałam papierem ściernym usunąć błędy powstałe z braku cierpliwości. Kilka razy zdarzyło mi się wyrzucić pudełka, bo nie miałam cierpliwości, by zrobić większe poprawki i wolałam zacząć od nowa... To było dawno temu i teraz śmieję się, kiedy to wspominam. Decoupage nauczyło mnie cierpliwości buddyjskiego mnicha. Już nie siedzę  w pokoju, wpatrując się niecierpliwie w prace i sprawdzając co kwadrans czy już są suche. Nauczyłam się robić inne rzeczy w międzyczasie i wiem, że na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. To podejście przekłada się również na inne sfery życia. Cierpliwości mi przybyło, nie przyspieszam ważnych spraw i nie irytuję się jak coś idzie nie po mojej myśli. Nauczyłam się, że nie ważne jest by coś zrobić szybko, ale przede wszystkim trzeba to zrobić dobrze. Taka mała różnica, a bardzo ułatwiła mi życie.

3. Kreatywne rozwiązywanie problemów
Obecnie niewiele prac schnie, za to ratuję przedmioty z poprzednich nieudanych prób. Na początku mojej decu przygody jak coś nie wyszło, to po prostu lądowało w koszu. Zrobiłam różowe pudełko z paryskim motywem i pokusiłam się o pierwszą próbę cieniowania. Zakończyła się ona długim pobytem pod kołdrą i leczeniem smutku krówkami z Biedronki. Potem doszłam do wniosku, że cieniowanie jest dla mnie za trudne i wykonałam idealny rzut do kosza moją francuską szkatułką. Natomiast próby ozdabiania małych serduszek okazały się świetną podpałką na zimę. Tutaj problem tkwił akurat nie w mojej pracy, ale w okropnych farbach akrylowych, które wtedy kupiłam. Po wyschnięciu serduszka pachniały jak guma a sama farba przypominała produkt fabryki w Czarnobylu. Zamiast użyć papieru ściernego, wrzuciłam je do pieca centralnego, a potem długo żałowałam pieniędzy, by kupić kolejny, podobny zestaw serduszek. O ileż łatwiej w obydwu przypadkach byłoby kupić papier ścierny. Teraz używam papieru bezczelnie i nie wyobrażam sobie wyrzucenia jakiegokolwiek przedmiotu, który z jakiegoś powodu mi się nie podoba. Rozwiązywanie problemów związanych z techniką decoupage pomogło mi również w życiu. Skoro takie beztalencie plastyczne jak ja potrafi ładnie zetrzeć z drewna źle przyklejony motyw i poradzić sobie z jakąś trującą farbą, to nie ma na tym świecie rzeczy niemożliwych :D :D Dzięki decu stałam się bardziej odważna i zaczęłam trochę majsterkować a także szukać innych sposobów patrzenia na sytuacje i problemy. Obserwowanie tej zmiany w moim zachowaniu przynosi mi największą radość, bo wcześniej miałam tendencję do unikania problematycznych sytuacji albo po prostu rozkładania rąk i rezygnacji. Teraz chętnie podejmuję działania nawet zanim mnie ktoś o działanie poprosi. Wcześniej nie potrafiłam sobie poradzić z obsługą śrubokręta, teraz czytam poradniki majsterkowicza. Co prawda większości rzeczy jeszcze nie umiem, ale w przyszłości... ;)

To takie krótkie podsumowania zmian, jakie zaszły we mnie od kiedy zaczęłam kreatywnie spędzać wolny czas. Mam nadzieję, że ten tekst zachęci osoby, które zastanawiają się, czy rozpocząć swoją przygodę z decu. Z perspektywy czasu obserwuję, że była to jedna z najbardziej korzystnych decyzji w moim życiu i zawsze będę polecać znalezienie kreatywnego hobby. Obecnie jest wiele możliwości, próbowałam również zabawy z filcem i scrapbooking, ale to decoupage spodobało mi się najbardziej. Dlatego każdemu polecam, żeby przynajmniej spróbować. A nuż, rozpoczniecie swoją piękną przygodę i po pewnym czasie zauważycie wiele korzystnych zmian :)
Share on Google Plus

About Unknown

Cześć:) To ja, autorka bloga. Blogowanie to moje hobby, ale zajmuję się tym od niedawna, dlatego mam prośbę :) Jeżeli przeczytałaś/łeś post, to proszę zostaw komentarz. Wszystkie wskazówki i porady są dla mnie bardzo cenne :) Z góry dziekuję :)
    Blogger Comment
    Facebook Comment

7 komentarze :

  1. Tak to wszystko prawda ta technika uczy cierpliwości, wytrwałości ja bym jeszcze od siebie dodała dokładności wykonałam kilka rzeczy w tej technice podkładki pod szklanki z płyt cd, kuferek na biżuterię czy butelkę ozdobną. A tak przy okazji nominowałam cię do miłej blogowej zabawy w 10 pytań uczestnictwo jest dobrowolne oczywiście. Szczegóły na moim blogu pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałam, że w tym komentarzu wspomniałaś o decoupage :) Podkładki z płyt CD chętnie bym sama zrobiła, tego jeszcze nie próbowałam :)

      Usuń
  2. No proszę. I wyszło, że decu jest i przyjemne i pożyteczne. Gdybym nie cierpiała na ciągły brak czasu wzięłabym się za to jak nic. :-) Nie chcę na razie sobie dokładać zainteresowań, bo przyjdzie mi zwariować. Ale wszystko w swoim czasie. :-) Dwóch z tych cech mi brakuje, cierpliwości i wytrwałości. Zwłaszcza tej drugiej. Jak mi coś nie idzie to się szybko zniechęcam. Trzeba nad tym popracować. Ogólnie decu bardzo mi się podoba. Fajnie, że Cię tak wciągnęło i tyle dobrego zrobiło. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami jestem na granicy szaleństwa, zwłaszcza w niedzielę wieczorem, kiedy muszę się rozstać z moimi pasjami i wrócić do codzienności... To zbyt bolesne ;) Powiem Ci, że nie warto sobie dokładać zainteresowań, zwłaszcza jak się prowadzi bloga. Często porzucam bloga, bo chcę sobie coś ozdobić i nawet się nie orientuję, a tu już czasu tak mało na pisanie... Lepiej się skupić na jednym i być w tym dobrym. Mam częso wrażenie, że zajmuję się zbyt wieloma rzeczami i wszystko robię byle jak...

      Usuń
    2. Czasami jestem na granicy szaleństwa, zwłaszcza w niedzielę wieczorem, kiedy muszę się rozstać z moimi pasjami i wrócić do codzienności... To zbyt bolesne ;) Powiem Ci, że nie warto sobie dokładać zainteresowań, zwłaszcza jak się prowadzi bloga. Często porzucam bloga, bo chcę sobie coś ozdobić i nawet się nie orientuję, a tu już czasu tak mało na pisanie... Lepiej się skupić na jednym i być w tym dobrym. Mam częso wrażenie, że zajmuję się zbyt wieloma rzeczami i wszystko robię byle jak...

      Usuń
  3. Podpisuję się pod każdym jednym Twoim słowem. Jestem w decu zakochana już od bardzo wielu lat i doskonale rozumiem wszystko to, o czym piszesz. Kocham tę technikę, ponieważ daje ogromne możliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, możliwości są ogromne a technika wciągająca :) Umieściłaś niedawno zdjęcia swoich prac na blogu. Już biegnę Cię chwalić :)

      Usuń