Jak fajnie jest być astronautą! Nawet mi się spodobała wizja zmiany profesji i wyruszenia na Marsa, mimo, że o czerwonej planecie nie wiem kompletnie nic. A cały ten entuzjazm to efekt obejrzenia filmu "Marsjanin" z Mattem Damonem w głównej roli. Początkowo byłam do tego obrazu mocno zniechęcona. Dwójka aktorów zaprezentowała się przecież w podobnych rolach w "Interstellar", więc po obejrzeniu trailera pomyślałam sobie: Aha, znowu chcą zarobić na kolejnej kosmicznej przygodzie. Warto jednak było dać filmowi szansę, bo znacznie różni się od innych dzieł z gatunku sci-fi. Nie jest tak głęboki jak "Interstellar", ale też nie jest tak durny jak przereklamowana i pusta "Grawitacja". Dzieło Scotta wychodzi naprzeciw obecnym problemom Nasa i aktywnie wspiera tą organizację.
Burza piaskowa niszczy nadzieje astronautów na udaną ekspedycję. W drodze do lądownika dochodzi do wypadku. Mark zostaje uderzony kawałkiem anteny komunikacyjnej, więc pozostali członkowie załogi uznają go za zmarłego. Wkrótce jednak okazuje się, że Mark przeżył i zamiast rozpaczać, podejmuje walkę o ocalenie. Uprawia ziemniaki, by mieć co jeść, organizuje sobie wodę. Szczęście mu sprzyja i udaje się nawiązać łączność z NASA. Od momentu nawiązania pierwszego kontaktu obserwujemy naukowców szukających sposobów na uratowanie astronauty. Do ziemskich kolegów dołączają też ci, którzy się jeszcze bujają w kosmosie. W grupie siła, więc czujemy globalną dumę z solidarności tego zespołu, a jak już bezinteresownie pomagają im Chińczycy, to widać, że współczesny świat jest tak przyjazny astronautom jak nigdy wcześniej. Ile w tym prawdy? Hmmm... Spróbujmy to przeanalizować.
W przemówieniu z 2004 roku George Bush określił wyzwania dla NASA. Astronauci mieli ponownie wyruszyć na księżyc, zbudować tam bazę, a po podboju Księżyca udać się na Marsa. Zaprojektowano statek Orion, rakiety nośne Ares oraz rozpoczęto szkolenia astronautów. Odwołanie programu przez Baracka Obamę w 2010 roku spotkało się z wieloma protestami. Ciekawe czy Ridley Scott był również wśród tych, którzy nie mogli pogodzić się z decyzją prezydenta? "Marsjanin" jest bowiem w moim odczuciu hołdem dla osiągnięć NASA, a także wyznacznikiem kierunku dalszego rozwoju. W filmie wykorzystano będące już w eksploatacji rakiety, projekty łazików i habibaty oraz zaprezentowano statek, który byłby optymalnym rozwiązaniem do odbycia wyprawy na Marsa. Co więcej jasno zasugerowano, że to Chiny, a nie jak dotychczas Rosja powinny być partnerem Amerykanów w kolejnych etapach podboju kosmosu.
Dzieło Scotta jest więc filmem propagandowym, ale jest to paradoksalnie zaletą filmu, a nie jego wadą. Film nie razi sztucznością, jest ciekawie zrobiony i dobrze zagrany. Pole do popisu dostał tutaj zwłaszcza Matt Damon, który może nie jest aktorem znakomitym, ale bardzo dobrym i potrafi przykuć uwagę widza na ponad 2 godziny. Nawet nieco natrętna reklama kamerek GoPro nie specjalnie mi przeszkadzała. Co prawda brakuje w tym filmie elementów napięcia, nieco tragizmu i głębi, ale nie o to tutaj chodzi. Po przykrywką historii o osamotnionym astronaucie dostajemy jasną wskazówkę - NASA jest organizacją ważną i potrzebną, skupia intelektualną elitę a jej osiągnięcia są niezbędne dla dalszego rozwoju intelektualnego i pokazania potęgi gospodarczej. Ja to kupuję i kibicuję im w kolejnych podbojach!
Ogólna ocena: 4/5
Źródło zdjęć: http://www.foxmovies.com
Blogger Comment
Facebook Comment